Green Street Hooligans wraca. Kontynuacja po 20 latach
No i proszę. Wygląda na to, że historia ekipy Green Street Elite jeszcze się nie skończyła. Po ponad dwóch dekadach od premiery kultowego Green Street Hooligans z 2005 roku znów zapaliło się światełko w tunelu. Sequel ma zostać nakręcony w 2026 roku.
Tak, dobrze czytasz - Green Street Hooligans wraca. Nie chodzi tym razem o poboczną część czy odświeżenie tematu, tylko o prawdziwą kontynuację oryginału. Wiadomość potwierdził sam Leo Gregory, czyli filmowy Bovver - ten sam, który wbił nóż w plecy swojemu bratu z ekipy, a potem przez pół filmu próbował odkupić winy.
W rozmowie z talkSPORT aktor przyznał, że razem z producentem Andrew Lovedayem planują nakręcić nowy Green Street w wersji 2.0. To będzie 20 lat później. Ten sam klimat, te same korzenie
- powiedział Gregory, a po sieci zaczęły krążyć pierwsze spekulacje i przypomnienia scen sprzed 20 lat.

Powrót legendy, której nikt nie zapomniał
Dla młodszych czytelników krótkie przypomnienie. Green Street Hooligans to nie był kolejny film o kopaniu piłki. To była historia o honorze, lojalności i tym, że nie zawsze da się wygrać. Elijah Wood zagrał amerykańskiego studenta, który przypadkiem trafił w sam środek londyńskiej subkultury kibiców West Hamu. Tam poznał Bovvera i Pete’a Dunhama, lidera ekipy Green Street Elite. Potem było braterstwo, krew, zdrada i to legendarne „GSE for life”, które do dziś wspominają najwięksi fani.
Film stał się czymś więcej niż tylko historią o chuliganach. To był kawałek kultury football casuals, pokazany surowo, tak jak trzeba. Londyńskie ulice, głośne puby, trybuny pełne emocji i styl, który mówił więcej niż słowa.
Co z Pete’em Dunhamem?
No właśnie. Pytanie, które zadają sobie wszyscy: czy Charlie Hunnam wróci jako Pete? Gregory rozwiał nadzieje Pete nie żyje
. Chociaż, jak dodał z uśmiechem, słyszałem, że ostatnio pojawił się na Netflixie
. Więc kto wie - może jakiś flashback, może symboliczny powrót. W końcu w filmowym świecie nic nie jest niemożliwe.
A Bovver? W pierwszej części to on był najbardziej rozdarty. Zdradził ekipę, ale zrobił to z przekonania, że działa dla dobra swoich ludzi. Jak dziś mówi Gregory - Bovver zrobił to, co musiał
. I może właśnie dlatego fani wciąż mają do niego słabość. Jeśli wróci, pewnie zobaczymy go jako gościa, który swoje już przeżył. Trochę starszy, może spokojniejszy, ale nadal z tym samym błyskiem w oku.

Czemu akurat teraz?
Dobre pytanie. Oryginalny Green Street trafił w czas, kiedy kultura casuals była na fali, a filmy o kibicach sprzedawały się jak świeże bułeczki - The Football Factory, The Firm, Cass. Dziś minęło 20 lat, ale temat wciąż żyje. Wystarczy spojrzeć, co się dzieje na stadionach, w modzie, w muzyce. Ta subkultura się zmieniła, ale nie zniknęła.
Dlatego powrót Green Street ma sens. To nie będzie już opowieść o młodych gościach, którzy szukają adrenaliny. Bardziej o facetach, którzy kiedyś byli młodzi i teraz próbują odnaleźć się w świecie, gdzie wszystko wygląda inaczej. Trochę nostalgii, trochę przemocy, trochę refleksji - idealne połączenie.
Czas mija, ale klimat zostaje
Minęło ponad dwadzieścia lat od światowej premiery, a film Green Street Hooligans wciąż ma w sobie to coś, co sprawia, że ludzie do niego wracają. Może to klimat dawnych londyńskich ulic, może prawdziwe emocje, które dziś w kinie rzadko się trafiają. A może po prostu ta autentyczność, dzięki której każdy widz czuł, że znał takich ludzi jak Bovver czy Pete. Film był brutalny, ale szczery. Pokazywał, że lojalność i braterstwo to nie tylko puste słowa z tatuażu, ale coś, co potrafi zniszczyć i połączyć jednocześnie.
Dlatego jego powrót po latach nie wydaje się wymuszony. Wręcz przeciwnie - to naturalna kontynuacja historii, która nigdy nie została do końca zamknięta. W nowym Green Street może nie będzie już młodych, rozkrzyczanych po pubie chłopaków, ale z pewnością pojawią się ludzie, którzy dalej mają w sobie tamtą energię. Bo są rzeczy, które się nie zmieniają - futbol, przyjaźń i autentyczność, jakiej dziś coraz trudniej szukać.
